Znacie to opowiadanie Goscinnego, w którym mama Mikołajka robi mu niespodziankę i kupuje sweter z kaczuszkami i Mikołajek się rozpłakuje i mówi, że go nie założy bo wszystkie chłopaki w szkole będą się z niego nabijały, ale mama jest nieugięta, a jak Mikołaj przychodzi do szkoły to faktycznie wszystkie chłopaki się z niego śmieją...
Czytaliśmy je sobie z Panem Lenowakiem dzień przed tym jak Pan Lenowak poprosił mnie o etui na telefon. Więc gdy następnego dnia zabrałam się do dzieła, uszyłam całkiem standardowe coś... ale to po to przecież, żeby koledzy w pracy nie nabijali się z jego "kaczuszek" ;)
W samej skarpecie (jak nazywam etui na telefony) żadna filozofia, więc d... nie urywało swoim wyglądem... Pan Lenowak też jakiś taki zawiedziony, choć na głos tego nie powiedział... No po prostu wszystko na niebie i ziemi wskazywało, że "kaczuszki" muszą być! Że bez nich ta rzecz traci sens! ;)
Usiadłam, pomyślałam i dzień później, czyli wczoraj, powstała...
królicza skarpeta (sam królik autorstwa Pana Andy Riley-a):
To nie wszystko!! Najważniejsza w całym projekcie jest
koncepcja uciekającego z tyłu na przód królika :)
Tak czy inaczej obstawiam, że będą się koledzy z niego nabijali. Ktoś z Was myśli inaczej? Zakład? ;)
Ps. I jeszcze wersja "sprzed kaczuszek":